Pietruszka, wychodząc z wanny, skarżył się wczoraj, że coś go swędzi. Po łapce się drapał. Oględziny rzeczonej łapki (i reszty Szanownego Prawie Sześciolatka) nic wszakże nie wykazały. Ano cóż – swędzi, trudno. Może go co użarło?
***
Minęły trzy godziny. Puchatek z M. szykowali się już do spania, ale jeszcze o czymś zawzięcie dyskutowali. Nagle z sypialni Potworów dały się słyszeć charakterystyczne odgłody: BUM – SZUR – PAC – TUPTUPTUPTUP…
I po chwili zbliżającego się tuptupania w drzwiach sypialni pojawił się nieduży, acz mocno zaspany człowiek.
Wzrostem przypominał Pietruszkę. Fryzurą rozwichrzoną – takoż. Nawet piżamkę miał zdecydowanie pietruszkową. Tylko jeden szczegół sie nie zgadzał.
Otóż nieduży człowiek w pietruszkowej piżamie był C Z E R W O N Y. Czerwony jak wódz Apaczów po prostu.
Czerwony pysio. Czerwone łapy. Czerwone nogi. Czerwona szyja. Po podciagnięciu i opuszczeniu stosownych części ubioru okazało się, że za to brzuch i pupa też. Czerwone.
***
Szybki telefon do pietruszkowej Chrzestnej Mamy, lekarza pediatry zresztą. Jakieś pytania z gatunku „…a czy to jest bardziej czerwone, czy bardziej takie różowe?…”. I decyzja, że jednak trzeba do lekarza, bo kto wie, jak to się rozwinie…
Do lekarza. Ha, o północy do lekarza… Na szczęście w szpitalu w G. jest bardzo sprawna nocna pomoc lekarska.
Pani Doktor – siwa, sympatyczna starsza pani – zareagowała bardzo spokojnie. Obejrzała, westchnęła i zapytała:
– Czy ten młody indianin jadł dziś mandarynki?
Jako żywo, jadł. Ale przecież jadał już wielokrotnie i jeszcze nigdy…
– Tak bywa – oznajmiła Pani Doktor spokojnie. – Może trafił na jakąś bardziej pryskaną… – Po czym zwróciła się do pielęgniarki: – Pani Aniu, 30 miligramów Czegoś-Tam-Takiego proszę. Domięśniowo.
Pani pielęgniarka strzykawkę wyciagnęła, rzeczonego specyfiku w nią nabrała, Pietruszka dostał szprycę w pupsko.
– Ale dzielny facet, nawet nie drgnął! – powiedziała z uznaniem Pani Doktor.
– No ba! – skomentował Puchatek. Z dumą 🙂
A Pietruszka po zejściu z kolan odwrócił się i z tym swoim szczerbatym uśmiechem (górne jedynki przeszły na własność Wróżki Zębuszki) powiedział do Puchatka:
– Ale powiesz mamie, że byłem dzielny?
***
Pół godziny później byliśmy już w domu. Do rana po indiańskiej karnacji zostało tylko niewielkie kółko na pupie i jeszcze mniejsze na prawej nodze.
A dziś rano do przychodni, do naszej Stałej Pani Doktor.
Diagnoza: pokrzywka. Terapia: zyrtec, wapno. I nie przejmować się.
Baaardzo pocieszające 🙂