Kiedy już udało się Puchatkowi jako tako ogarnąć sytuację w pokoju (ogarnianiu towarzyszyły określenia powszechnie uznawane za obraźliwe, kierowane w stronę Ukochanego Psa), zainteresował się Puchatek co z tym prądem.
Wyjrzenie przez okno wystarczyło żeby się zorientować, że światła nie ma pół uliczki. Przed domem na przeciwko stała Sąsiadka. U niej też nie było.
Zadzwonił Puchatek do pogotowia energetycznego. „Tak, tak, wiemy, ekipa już jedzie” zabrzmiał uspokajający głos w słuchawce.
Narzucił zaten Puchatek wdzianko i obuwie, i wyszedł był na ulicę.
Rzeczywiście, w ciągu dziesięciu minut pojawili się byli dwaj panowie w żółtej furgonetce. Wysiedli. SKierowali się w stronę transformatora na rogu. Otworzyli go i zaczęli kontemplować.
– No i co się stało? – zapytał nieśmiało Puchatek po dłuższej chwili.
– Ano, k…, spaliło się – odparł Pan Pierwszy tonem, który niewątpliwie zapewniłby mu wstęp bez egzaminów do Światowego Towarzystwa Stoików.
– Wie pan, że się spaliło, to ja wiedziałem zanim panowie tu przyjechali – odparł Puchatek z pewną dozą złośliwości. – Nas raczej interesuje, co dalej?
– Ba! – odparł Pan Pierwszy filozoficznie i sięgnął po komórkę. Rozmawiał przez nią dosyć długo, wyraźnie ze swoim szefem. Rozmowa (przynajmniej z tej strony słuchawki) składała się głównie ze słów na „p” i na „k”. Kiedy Pan (wyraźnie zirytowany) przestał rozmawiać, Puchatek ponowił swoje rzeczowe pytanie:
– No i?
Pan Pierwszy był głęboko zniesmaczony. – Mówią, że mamy reperować. Ale ja to p…lę. Co oni sobie myślą?! Po nocy?! Trzeba by tu jakiś reflektor ściagnąć…
– No chyba tak, i to z akumulatorem, bo prądu nie ma – zauważył Puchatek złośliwie. Pan jednakowoż złośliwości nie załapał, tylko perorował dalej:
– Panie, toż to trzeba oczyścić, wymyć, wmontować nowe cośtamcośtam, to jest ze cztery godziny roboty! A jest, k…, dziewiąta wieczorem!
– Ale mówi pan, że kazali robić? – zapytał z nadzieją Puchatek.
– Ano, kazali – odparł Pan Pierwszy. – Ale ja to p…lę – dodał z niejaką satysfakcją, poczym razem z Panem Drugim wsiedli do furgonetki i odjechali.
***
Na szczęście kiedy Puchatek zadzwonił po raz drugi do pogotowia energetycznego, gotów wszcząć Szóstą Wojną Światową (brak prądu = brak ogrzewania!), usłyszał że „będziemy robić”. I rzeczywiście, już koło pierwszej w nocy prąd był. Toteż Puchatek zwlókł się był z łóżka (w którym spał już od półtorej godziny) i poszedł… doczyścić dywan. Przy świetle. Ciepłą wodą.
A kiedy wrócił na górę – jego miejsce w Małżeńskim Łożu zajmował już inny mężczyzna. Całe szczęście, że w wieku przedszkolnym.
A z drugiej strony M. leżała jeszcze jedna kobieta. W takimż wieku zresztą. A że czworo to już zdecydowanie tłum, resztę nocy przespał Puchatek w łóżku Piłeczki.
Jakieś pytania?