Nie znoszę, po prostu NIE ZNOSZĘ jak ktoś przychodzi „z wizytą” (choćby najbardziej nieoficjalną i na luzie) bez uprzedzenia. Ot, siedzisz w domu, jesteś zajęty, pracujesz – a tu dzwonek do furtki. „A wiesz, właśnie przejeżdżałam, byłam na basenie niedaleko was, to pomyślałam, że wpadnę po drodze, bo dawnośmy się nie widzeli…”.
NIE, NIE, NIE! Naprawdę w dobie telefonów komórkowych noszonych przy pasku przez każdego NIE JEST PROBLEMEM zadzwonienie – choćby z sąsiedniej ulicy – z pytaniem: „A wiecie, właśnie jestem w okolicy, mogę na chwilę wpaść?”
„Jasne, że możesz, będzie nam miło!” – to najczęściej usłyszysz. Ale jest także możliwość, że usłyszysz: „Wiesz, z takich a takich powodów to kiepski moment… Może umówmy się na jutro.”
A jak już stoisz przy furtce, to oczywiście nikt Ci tak nie powie, choć doprawdy miałby ochotę…
Oczywiście, nie chodzi mi sytuacje awaryjne, nagłe wypadki i inne „gromy z jasnego nieba”. Ale jeśli masz komórkę – ZADZWOŃ, U LICHA, jeśli chcesz, aby Twoja wizyta była dla mnie MIŁĄ niespodzianką.
Moja bańka prywatności czuje się naruszona. Nic na to nie poradzę. 😦