Ślub się był odbył wczoraj, o czem Puchatek spieszy donieść. Ślub był o tyle istotny, że za mąż wychodziła chrzestna mama Piłeczki, czyli Ukochana Ciocia Kłapouchy.
Aaaaach, co to był za śluuuub! 🙂
A przy tym, jak to zwykle na ślubach, nadarzyła się okazja do spotkania wielu Dawno Nie Widzianych Krewnych-I-Znajomych-Królika. Znakomita większość także pozakładała już rodziny, dzieci mają (w ilościach różnych). Niektórzy bardzo się zmienili – jak Tygrys, która wyszła za mąż za Przystojnego Kubańczyka (!) i wygląda bardzo… Hmmmm… Dostojnie 🙂
Inni nie zmienili się wcale, jak Taka Jedna Ania, która dorwała Puchatka w czasie składania życzeń i stanowczo zażądała, żeby częściej coś tutaj pisał (co niniejszym czyni).
A sami nowożeńcy? Panna młoda wyglądała wspaniale (rzecz prosta!), pan młody był wyraźnie speszony, ale uśmiechnięty. A Puchatek poczuł się jak dawno temu, kiedy był Piękny I Młody (dziś zostało już tylko „I”, a i tego niedużo), bo musiał na rzeczony ślub przygotować scholę i poprowadzić całą mszę od strony muzycznej.
Co zresztą okazało się być zadaniem łatwiejszym, niż zwykle, bo trzon scholi stanowił zespół z Puchataka Byłej Parafii, znakomicie przygotowany przez Taką Jedną Zosię. Było równo, czysto i wielogłosowo nawet. Chwilami. 🙂
A teraz – koniec imprezowania, ślub ślubem, ale za robotę trzeba się brać, bo robota jest dokładnie tam, gdzie Puchatek bardzo by się chciał znaleźć. Czyli w lesie.