Potwory w kąpieli. Piłeczka siedzi w wannie. Pietruszka mozolnie ściaga z siebie „lejstopki” w kolorze buraczkowym. Ściągnął. Potem majtaski. Ściągnął. Aż się spocił, ale dumny, że sam.
Piłeczka patrzy uważnie. Jak była młodsza, lubiła w takiej chwili sięgnąć małą łapką i złapać brata za… to, czego ona akurat nie ma. Dziś już wie, że robić tego nie należy, bo można od brata (bądź co bądź starszego o ten rok i dziewięć miesięcy) oberwać po czaszce.
Po czym Piłeczka wygłasza głosem tyleż poważnym, co radosnym, tekst: „Ciuciak. Pietluska ciuciaka ma!”.
W tym miejscu Puchatki juz się lekko zwijają ze śmiechu.
Pietruszka patrzy na siostrę z politowaniem. „Siusiaka, sie mówi!” komentuje. Poczym dodaje mściwie: „A piłecka nie ma siusiaka! O!”
Ponieważ kwestia tego, kto wymieniony przyrząd ma, a kto nie została już skutecznie wyjaśniona kiedyś, Puchatki zwijają się już tylko trochę.
Ale tu do akcji wkracza Piłeczka. Uśmiech od ucha do ucha, mina z gatunku triumfalnych. I okrzyk taki, że słychać chyba w Stolicy:
„Ma! Ma! Piłecka ma ciuciaka! Ma ciuciaka! O! Majutkiego ma!” – tu wymowny gest w stronę właściwą.
Puchatka jeszcze boli przepona.
No, ale sami powiedzcie: czy dziadek Freud nie miał racji?
😉