Matka naszej bliskiej znajomej miała wylew. Poważny. Bardzo poważny. "Cały mózg zalany" powiedzieli podobno lekarze.
Leży w szpitalu – zawieszona między życiem a śmiercią. Nie wiadomo, co będzie.
Jeśli przeżyje – może być sparaliżowana, może nie mówić, nie słyszeć, nie widzieć, nie…
Nasz znajoma jest załamana. Siedzi w domu z małym synkiem – i nawet nie może pójść do szpitala, bo nie ma z kim malucha zostawić. Mąż – naukowiec – akurat wczoraj wyjechał na dwa dni na jakąś konferencję gdzieś do Belgii, zanim wróci, może być po wszystkim…
Tych z Was, którzy "mają takie zwyczaje" proszę o chwilę modlitwy.
Puchatek