Noc ciemna. Trzecia w nocy, czy coś koło tego. Puchatek śpi. M. śpi. Piłeczka śpi i pochrapuje. I nagle w ciemności błogiej rozlega się zdecydowany głos Pietruszki:
– Kłapouchi (zapis fonetyczny).
Puchatek już nie śpi, bo Puchatek tak ma, że najlżejszy dźwięk Puchatka natychmiast budzi. Puchatek słucha.
– Kłapouchi! – powtarza Pietruszka nieco głośniej, tonem sugerującym, że nie chodzi o mówienie przez sen, ale o wyraźne żądanie. Puchatek, marzący o wyspaniu się raz na jakiś czas, zaczyna zachodzić w głowę, o co chodzi (przypominam, jest trzecia w nocy, o tej porze zachodzenie w głowę to droga długa i pełna przeszkód). Żadnej zabawkowej wersji puchatkowego osiołka w domu nie ma. O co chodzi?!
Pietruszka nie daje za wygraną: – Chcem Kłapouchiego. Daj mi Kłapouchiego, tatusiu. Tatusiu, Kłapouchiego chcem. (Już się nauczył, skubaniec, że o takich porach należy się zwracać do taty, bo zawracanie się do mamy jest z góry skazane na niepowodzenie…).
– Pietruszko – jęczy Puchatek zaspanym głosem – jakiego Kłapouchego chcesz? Tatuś nie wie, o co ci chodzi…
– Cerwonego. I troske zółtego tez.
Puchatkowi ten zestaw kolorów wydaje się dziwnie znajomy, może o innej porze by go z czymś skojarzył, ale o trzeciej… Tymczasem Pietruszka zaczyna uderzać w ton płaczliwy, co grozi płaczem, co grozi obudzeniem Piłeczki i generalnie Sajgonem. – Kłapouchego mi daj, tatusiu! Ja chcem go!
Przebłysk geniuszu o trzeciej nad ranem: – Pietruszko, a po co ci Kłapouchy?
– Zeby wymyć ząbki! – odpowiada Pietruszka zdziwonym tonem (przecież to jasne, nieprawdaż?).
No jasne, że jasne! Czerwono-żółta jest Pietruszkowa szczoteczka do zębów. A na rączce – jako żywo – siedzi sobie Kłapouchy w wersji disneyowskiej z kwiatkiem w pysiu.
Puchatek zna Pietruszkę dobrze. Puchatek wie, że jakiekolwiek dyskusje o trzeciej nad ranem są bez sensu – jeśli Pietruszka chce Kłapouchego, trzeba mu go dostarczyć, bo inaczej będzie tak marudził do białego rana. Nie odpuści. Więc Puchatek wstaje, idzie do łazienki, bierze szczoteczkę. I tu niespodzianka: tup-tup-tup-tup-tup. Pietruszka nie czeka w łóżeczku, Pietruszka za tatą do łazienki przyszedł. Oczki zaspane, piżamka w paski (ze stopkami, na szczęście, bo podłoga w łazience zimna), ale mina zdeterminowana.
– Pietruszko, chcesz wymyć ząbki? – upewnia się Puchatek.
– Aha (zwrot używany zamiast "tak" w chwilach szczególnie podniosłych).
Więc tatuś moczy szczoteczkę, nakłada śladowe ilości pasty i myjemy ząbki. Jest trzecia piętnaście. Pietruszka ząbki płucze, odwraca się na pięcie, mówi "NO!" (???) i odmaszerowuje. Pakuje się bez słowa do łóżeczka, śpi słodko, zanim tata zdąża dotelepać się z powrotem do sypialni.
Czy Pietruszka w życiu się wyśpi – nie wiem. Ale kłopotów z dentystą chyba mieć nie będzie…