Tak, jak pisałem w grudniu, życie zmusiło mnie do założenia działalności gospodarczej. Jedno muszę przyznać: strona techniczna tego procesu bardzo się zmieniła. Kiedy pierwszy raz zakładałem firmę (który to był rok, 2007?) – pół dnia spędziłem na bieganiu po urzędach. Urząd gminy, ZUS (koszmar…), skarbówka, potem jeszcze jakieś kilogramy papierków do GUS… Dziś zajęło mi to około godziny, bez wychodzenia z domu (i tylko raz dzwoniłem do pana księgowego pytać, co mam w daną rubryczkę formularza on-line wpisać).
Co nie znaczy, rzecz prosta, że rzecz jest prosta… Najwięcej zabawy – oczywiście – było ze znalezieniem właściwych kodów PKD. Dla niewtajemniczonych – to są takie czarodziejskie numerki, które wpisuje się w formularz, a które oznaczają rodzaj prowadzonej działalności; generalnie – nie oszukujmy się – mnie są te kody potrzebne mniej więcej do niczego, ale dla machiny biurokratycznej okazują się absolutnie niezbędne, mają jakieś tam znaczenie w statystykach etc. Zabawa była przednia, bo działalność typu „tłumaczenie” nie tak łatwo znaleźć w gąszczu tysiąca kodów, a już działalność typu „redakcja tekstów” (bo przecież i tym się będę czasami zajmował) to po prostu kosmos: na upartego można ją podciągnąć pod co najmniej trzy różne kody w trzech różnych działach… Ponieważ wyszukiwarka kodów na stronie Centralnej Ewidencji i Informacji o Działalności Gospodarczej działa jak (tu charakterystyczne „piiiip”), to nie będąc pewnym, postanowiłem zasięgnąć wiedzy u jej źródła – zadzwoniłem na infolinię CEIDG. Uprzejma pani na infolinii poinformowała mnie, że… nie, oni nie zajmują się kodami PKD, w tym celu muszę zadzwonić do Ośrodka Klasyfikacji i Nomenklatur Urzędu Statystycznego w Łodzi (tak, naprawdę istnieje taki urząd…).
OK, siedząc nad otwartym formularzem on-line dzwonię zatem na jeden z pięciu podanych mi numerów, który oczywiście nie odpowiada, dzwonię na drugi… Trzeci odpowiedział. Kolejna infolinia, kolejna uprzejma pani… Wyłuszczam, o co mi chodzi, ale pani przerywa mi po pierwszym zdaniu, informując mnie (cały czas bardzo uprzejmie), że takich informacji telefonicznie się nie udziela (…?), że muszę złożyć pytanie w formie pisemnej („…może być mailem”), a oni mi także pisemnie odpowiedzą. W CIĄGU DWÓCH MIESIĘCY.
Nie ukrywam: parsknąłem śmiechem tak, że pani chyba poczuła się dotknięta. Podziękowałem grzecznie, a jak się już przestałem śmiać, napisałem maila do znajomego, który od lat prowadzi dość znaną firmę zajmującą się właśnie redakcją, korektą i tak dalej. On też mi odpowiedział na piśmie. W ciągu kwadransa.
No i działalność już mam. Możecie mi mówić „panie prezesie”. Bez skojarzeń.
Co znaczy „dla machiny biurokratycznej okazują się absolutnie niezbędne, mają jakieś tam znaczenie w statystykach etc.” – w statystykach??? Kolego, teraz przede wszystkim kody PKD mają znaczenie pomocowo-pandemiczne, czy się Twój PKD na tarczę załapuje 🙂
PolubieniePolubienie
No tak – i dlatego mam składać pytanie na piśmie i czekać dwa miesiące na odpowiedź 😉
PolubieniePolubienie
Dla Ciebie to akurat jest i tak za późno, bo prawo w tym wypadku działa wstecz 😉 Ale kto wie, czego się jeszcze doczekamy…
PolubieniePolubienie
Panie Prezesie,
to teraz już będą wiedziała do kogo wystosować zapytanie na piśmie w razie potrzeby. Z nadzieją, że Pan Prezes raczy odpisać .
🙂
PolubieniePolubienie
No bo jak nie byłem prezesem to nie odpisywałem? 😉
PolubieniePolubienie
No przecież nie pisałam do Prezesa jeszcze. 🙂
Zwykły człowiek – wiadomo! Ale taki list od Prezesa…
😀
serdeczności!
PolubieniePolubienie
Brzmi jak kody CPV, które są absolutnie niezbędne przy zakupie czegokolwiek w mojej pracy. Większość rzeczy pasuje pod więcej niż jeden. 😂
PolubieniePolubienie
kody pkd mają zlikwidować 🙂 Tak przynajmniej mój księgowy twierdzi, bo wszyscy mają tego po naście i nie wiadomo po co, skoro dopisuje się je z automatu.
PolubieniePolubienie
E, jakoś w to nie wierzę. Pomyśl, ilu urzedników straciłoby pracę… 😉
PolubieniePolubienie
No i jaki w końcu był ten kod?
PolubieniePolubienie