Od poprzedniego wpisu minęło trochę czasu. Wydawnictwo zgodziło się na moją stawkę (kwota Y netto za mniejszy z dwóch tomów). Zgodziło się także na zaliczkę, którą zaproponowałem. Super. Zacząłem już planować wakacje. Ale dziś – ponad trzy tygodnie po tym, jak ostatecznie ustaliłem z panią redaktor wszystkie szczegóły – w gruncie rzeczy dalej nie wiem, na czym stoję.
Bo wszystkie szczegóły zostały ustalone drogą mailową. Ale umowy dalej nie dostałem. Bo jeszcze kilka dni, bo coś przygotowują, bo… W ubiegłą środę (czyli pod koniec stycznia) napisałem do pani redaktor maila grzecznego (rzecz prosta), z pytaniem kiedy wreszcie. Dostałem odpowiedź, że do „końca tygodnia” umowa powinna być u mnie.
No więc (…nie zaczyna się zdania od „no więc”…) ten koniec tygodnia był tydzień temu. I nic. W tak zwanym „międzyczasie” w ostatni wtorek wysłałem pani redaktor pierwszy zrobiony kawałek, a w mailu – po wszystkich uwagach – po raz kolejny zapytałem, co z umową.
Cisza.
W piątek po południu napisałem kolejnego maila. Dalej cisza.
W sobotę wysłałem pani redaktor drugi zrobiony kawałek (choć co prawda krótki). Ale na tym koniec. Jeśli w poniedziałek do końca dnia roboczego nie dostanę jakiejkolwiek informacji, zamierzam napisać, że ponieważ nie wiem na czym stoję, to wstrzymuję się z tłumaczeniem do czasu, kiedy sytuacja się wyjaśni. Zważywszy, że im się spieszy (jak zwykle), na to powinni zareagować.
Nie wiem, Kocia Twarz, o co chodzi. Szczerze mówiąc – jeszcze mnie taka sytuacja nie spotkała. Rozumiem, że „coś się przeciąga” ale oczekiwałbym przynajmniej prostego maila z informacją.
…A swoją drogą…
Pierwsze informacje o tej książce – o tym, że będzie do tłumaczenia – miałem w połowie listopada. W POŁOWIE LISTOPADA. Czyli prawie trzy miesiące temu. Czy naprawdę duże, poważne wydawnictwo nie jest w stanie w ciągu trzech miesięcy wszystkiego dograć? Skoro wiedzieli, że książka będzie wydawana – dlaczego ostatecznie tłumacz dostaje ją dopiero w połowie stycznia, a do połowy lutego nie są w stanie temu tłumaczowi głupiej umowy przygotować?
Ferie się zaczęły. Za tydzień pewnie pojedziemy na parę dni do C., jak zwykle. Liczyłem, że do tego czasu dostanę już umówioną zaliczkę. A wszystko wskazuje na to, że nic z tego. Ech.