Książki, dyplomy i inne koszmarki

Książka się skończyła. Nawet dość bezboleśnie i w terminie. Oczywiście – jak to w TYM wydawnictwie – nie obyło się bez lekkiej przepychanki na temat indeksu: pani redaktor miała na ten temat nieco inną wizję, niż pani redaktor prowadząca i – nie da się ukryć – zupełnie inną wizję, niż ja. Na szczęście okazała się (pani redaktor) osobą rozsądną i zgodziła się ze mną, że to, o co mnie chciała prosić, do moich obowiązków nie należy. Choć tyle. Teraz już tylko spływają do mnie kolejne rozdziały po redakcji, do zatwierdzenia zmian. Poza paroma drobiazgami, które zrobiłbym inaczej, widać, że pani redaktor jest fachowcem i do jej poprawek w zasadzie uwag mam niewiele. I dobrze.

Za to w pierwszym mailu pani redaktor wyraziła głębokie zadowolenie z jakości tłumaczenia, podkreślając, że jako redaktor ma z nim znacznie mniej pracy, niż zwykle. Bardzo się ucieszyłem – i natychmiast, powołując się na te słowa, zapytałem redaktor prowadzącą, czy po takich pochwałach mogę uznać, że tłumaczenie zostało przyjęte (na co teoretycznie wydawnictwo ma 30 dni). Potwierdziła.

Co oznacza, że w ciągu 30 dni muszą mi zapłacić. Czyli jest szansa, że na wakacje będą pieniądze 🙂

***

Pietruszka zagrał dziś egzamin dyplomowy w szkole muzycznej – czwórkę dostał i ma spokój (bo wszystko wskazuje na to, że na tym się jego edukacja muzyczna zakończy: jak miał siedem lat, to marzył o klarnecie, a dziś marzy o tym, żeby nie musieć więcej progów szkoły muzycznej przekraczać…).

***

Pisałem kiedyś o takiej „problemowej” rodzinie (o, TUTAJ). Właśnie dostałem kolejne od nich wieści. Starszy syn (ten sam, tylko już szesnastoletni) pobił się w szkole ze swoją młodszą siostrą. Siostra wyszła z bijatyki z jakimś guzem – za to nauczycielka, które próbowała ich rozdzielić, ma wstrząs mózgu i uszkodzone oko. Fajnie, prawda?

Co zrobią dalej? Nie wiadomo. Chłopak jest znowu w szpitalu na Sobieskiego, na badaniach. Matka nic nie jest w stanie zrobić. Lekarka (ta „stała”) mówi, że przecież dziecko na terapię chodzi, więc wszystko jest w porządku. Szkoła mówi, że świadectwo mu da (to ostania klasa gimnazjum), ale na terenie placówki nie chce go więcej widzieć. A tatuś? Tatuś nic nie poradzi, bo jest bardzo chory. Już nawet nie próbowałem się dowiedzieć, na co tym razem.

Niby już mnie życie powinno nauczyć, że czasami po prostu nie ma się na coś wpływu… Ale jakoś dalej nie potrafię się z tym pogodzić. No i – nie ukrywam – krew mnie zalewa, jak sobie przypomnę historię, o której pisałem TUTAJ. Gdyby po prostu posłuchali M., wszystko mogłoby teraz wyglądać inaczej. No, przynajmniej w tej sprawie.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s