Przed drogą

Jeszcze tylko jutro. Jeszcze się tylko spakować („się” i Pucka, Pietruszka się spakuje sam, Piłka od zeszłego Piątku jest już w Jarosławiu, na warsztatach, gdzie gra na flecie, śpiewa, tańczy, pisze artykuły i robi jeszcze sto pięćdziesiąt innych rzeczy, o których informuje na bieżąco…).

W niedzielę rano jedziemy z chłopakami do Jarosławia, przejąć Piłkę. W poniedziałek rano – z Jarosławia do C., na Dolny Śląsk – drobne pięćset pięćdziesiąt kilometrów. W C. trzy, może cztery dni, żeby Potwory nacieszyły się ciociami i vice versa.

A potem – w drogę. Plany są wielkie. Jak wszystko wyjdzie, to przejedziemy jakieś pięć tysięcy kilometrów. Niemcy, Francja, Hiszpania (morze, Barcelona, Pireneje), potem powrót przez północ Włoch i Szwajcarię (Alpy!).

Potwory nie mogą się doczekać. Ja…

Nie wiem. Znowu ambiwalencja uczuć. Z jednej strony – też się cieszę na tę wyprawę. Na to, że wreszcie oderwę się od codzienności, od pracy… Że wreszcie – po tak długim czasie! – ruszę w drogę. Cieszę się na podróż, na to fizyczne zmęczenie połączone z poczuciem wędrowania, na noclegi w namiocie, ciche poranki gdzieś w górach czy nad morzem, na widoki, zapachy, wrażenia, szum wiatru… Na to poczucie wolności, które zawsze mnie dopada, kiedy gdzieś wyruszam.

Z drugiej strony – ta cholerna świadomość, że nigdy już nie będzie tak samo. Że to już nie to samo. Że najwspanialsze widoki i najcudowniejsze trasy nie będą takie same – bez Niej.

***

Zastanawiałem się, czy na te pierwsze inne wakacje nie zabrać ich do Szkocji. Ale nie, jeszcze na to dla nich a wcześnie. Pietrucha byłby pewnie zachwycony, Piłka może też, choć mniej – ale Pucek?… Co on by tam robił? Nie, jeszcze dwa – trzy lata. Muszą dorosnąć (zwłaszcza niektórzy).

Ale ta wyprawa także będzie (absolutnie świadomie…) wyprawą „po śladach”. I dobrze. Wszyscy czworo musimy sobie jeszcze wiele rzeczy przepracować.

***

To chyba pierwszy raz – jak daleko sięgam pamięcią – kiedy perspektywa wyruszenia w podróż tak do końca nie cieszy, kiedy myśli o nowej wędrówce towarzyszy męcząca myśl z gatunku „…tak, ale…”.

Myślę, że to „ale” będzie już zawsze. (Kto to napisał, że nie ma okrutniejszych słów od „zawsze” i „nigdy”? Elliott? Cummings? Heaney? Nie pamiętam…)

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s