Kolejny tydzień w szpitalu. Trzeba było niemal trzech tygdoni badań i analiz, żeby zlokalizować jedną cholerną bakterię. A teraz trzeba kolejnego tygodnia (co najmniej) żeby ją wykończyć.
Ale przecież ta bakteria to – paradoksalnie – najmniejszy problem. W końcu się ja dorżnie. Kwestia czasu. A reszta?
Wreszcie (ile to musiało trwać?) Mamę zbadał psychiatra. Potwierdziło się wszystko, co podejrzewałem. A nawet trochę więcej. „Zespół psychoorganiczny otępienny w stopniu głębokim”. „Pacjentka nie jest w stanie samodzielnie funkcjonować”. „Zalecenie – profesjonalna placówka opiekuńcza, w warunkach domowych opieka praktycznie niemożliwa”. To tylko fragmenty.
Profesjonalna placówka. Cholera.