M. popatrzywszy na nowe butki Peugeocika oświadczyła Puchatkowi z miną ponurą, że czuje się wyrodnym rodzicem, bo samochód ma już zimowe obuwie, a Potwory jeszcze nie. I że trzeba to zmienić. Miała przy tym na myśli nie tyle odarcie Peugeocika z opon, co raczej kupno zimowych butów dla Potworów.
Puchatek próbował zmniejszyć poczucie winy Ukochanej Małżonki pytając o „te brązowe buty z zeszłego roku”, ale został zmiażdżony oświadczeniem, że po pierwsze rzeczone obuwie dawno się rozleciało, a po drugie być może nie zauważył, ale ma DWOJE dzieci, które potrzebuja raczej obuwia do wychodzenia na dwór JEDNOCZEŚNIE.
No i skończyło się na Wielkiej Wyprawie Do Wielkiego Centrum Handlowego w okolicach Wielkiego Miasta.
Potwory – kiedy usłyszały, że będzie się im kupować rzeczone obuwie, zapiały z zachwytu. Przy czym ujawniły – jak zwykle – zróżnicowane podejście do życia, gdyż Pietruszka siedemnastokrotnie przypominał Rodzicom, że buty DLA NIEGO maja mieć numer DWADZIEŚCIA OSIEM, dokładnie tyle i ani trochę inaczej, i że DWADZIEśCIA OSIEM to na przykład czternaście plus czternaście albo dwadzieścia plus osiem. Piłeczka natomiast oświadczyła zdecydowanie, że buty dla niej mają być (uwaga, uwaga!) RÓŻOWE i że żadne inne nie wchodzą w grę.
Pojechali.
W Wielkim Centrum Handlowym sklepów (rzecz prosta) mnóstwo, ale wybór obuwia dziecięcego, jakby to powiedzieć, więcej niż skromny. Patrząc na półki można by wnioskować, że w połowie listopada dzieci chodzą głównie w adidaskach i pantofelkach poniżej kostki.
Po przejściu …nastu sklepów Puchatek był już zmęczony, M. załamana, a Potwory miały dosyć. Zdecydowanie dosyć.
I właśnie wtedy – na szczęście – Puchatek okiem sokolim dojrzał sklep firmowy „Bartka”.
„Bartek” (wyjaśnienie dla niedzieciatych) to taka firma produkujące buty dla dzieci. Dobre. I drogie. Choć nie tak drogie jak różne Ecco etc. Niemniej – powtarza Puchatek – drogie.
Weszli. Już po jakichś trzydziestu sekundach Puchatkowu rzuciły się w oczy FANTASTYCZNE buty dla Pietruszki. Skórzane, odpowiednio wysokie, na polarowym futerku, na porządnej podeszwie i po rozsądnej cenie.
To znaczy – cena wydała się rozsądna z początku, ale po bliższych oględzinach Puchatek zaczął w jej rozsądek wątpić. Ponieważ bliższe oględziny ujawniły z boku buta metalową metkę-wszywkę z napisem „SympaTex”.
I tu cena zaczęła się wydawać naprawdę korzystna – bo buty z sympateksem (nawet dziecięce) kosztują zwykle lekko licząc półtora raza drożej. A bywa, że dwa razy.
Puchatek podejrzliwie obejrzał obuwie, ale nie dostrzegł żadnych braków, dziur czy niedoróbek tłumaczących taką cenę. Podszedł więc był do sympatycznej pani przy kasie i zapytał o ten ewenement.
– Och, widzi pan, bo to jest taka sprawa… – speszyła się pani niezmiernie. – Jakby to panu powiedzieć… Bo te butki są… No, wie pan… Z zeszłorocznej kolekcji! – wyrzuciła wreszcie z siebie straszną prawdę.
– Synu! – Rzekł Puchatek do Pietruszki poważnym tonem, nie zwracając uwagi na to, że M. wydawała z siebie dźwięki sugerujące duszenie się ze śmiechu. – Synu, prawdziwi mężczyźni nigdy nie ubierają się według ostatniej mody. Mam nadzieję, że okażesz się prawdziwym mężczyzną i po bohatersku zniesiesz fakt, że rodzice kupią ci buty z zeszłorocznej kolekcji!
– Ale będą miały numer DWADZIEŚCIA OSIEM? – zapytał podejrzliwie Prawdziwy Mężczyzna lat pięć i pół. – Bo jak tak, to mi się bardzo podobają – dodał. Jego zachowanie nie wskazywało na to, żeby w przyszłości musiał tę traumę przepracowywać na kozetce u psychoanalityka.
A co najlepsze – tuż obok znalazły Puchatki także buty zimowe dla Piłeczki. Wysokie, skórzane, mięciutkie, ciepłe. Co prawda bez sympateksu, ale niewątpliwie zdolne wytrzymać Wielkie Śniegi.
…i zgadnijcie, w jakim były kolorze…
A potem jeszcze poszły Puchatki kupić kurtkę dla Puchatka. Ale to juz – jak mawiał Kipling – zupełnie inna historia. Choć warta opowiedzenia… 🙂