Na wstępie Puchatek informuje, że Warszawę przejechał, ludzi nie przejechał, wypadku nie spowodował i żyje. Tylko nogi go bolą od stania w korku (Sprzęgło, gaz, dwa metry, hamulec, sprzęgło, gaz… etc.).
Ale dziś to Puchatek zupełnie o czym innym mianowicie. O podatkach. A konkretnie – o kwocie wolnej od wyżej wymienionych…
Miłościwie nam panująca Pani Wicepremier Gilowska – powodowana troską o całość budżetu – chce zabrać „twórcom” tak zwane 50 proc. uzysku. DYskusje się toczą, prostestują (między innymi) naukowcy.
Ano, musi Puchatek przyznać, że tematem jest osobiście zainteresowany. Albowiem rzeczone 50 proc. uzysku dotyczy nie tylko pisarzy, poetów, tekściarzy czy autorów artykułów naukowych. Dotyczy także tłumaczy. Czyli jeśłi Puchatek zajmuje się tłumaczeniem i zarobi za książkę – powiedzmy – 5 tys. zł brutto, to podatek (standardowe 19 proc.) płaci tylko od 2,5 tys. zł, bo reszta to „koszty uzyskania przychodu”.
Czyli – zamiast zapłacić 950 zł podatku, płaci tylko 475 zł.
I Puchatek chciałby skormnie powiedzieć Pani Premier, że naprawdę nie ma NIC PRZECIWKO TEMU, żeby tak zostało. Puchatek rozumie ideę Państwa Solidarnego, nie bardzo tylko rozumie, dlaczego rzeczone państwo zawsze musi być solidarne z Kimś Innym.