Wszystkich Świętych… Zaduszki…
Podobnie jak Cytrynka niespecjalnie lubię w te dni odwiedzać cmentarze. Nawet nie z powodu tłumów (bo to akurat dosyć zrozumiałe…). Cmentarz po zmroku, rozświetlony tysiącami lampek i zniczy wygląda naprawdę tajemniczo i pięknie. Ale…
Ale. Szlag mnie trafia – nieodmiennie, co roku – jak widzę zachowanie ludzi na cmantarzu. Nie, nie chodzi mi o „rewię mody” (to wprawdzie śmieszne, ale można na to po prostu nie zwracać uwagi).
Są natomiast sprawy, na które nie zwracać uwagi nie potrafię.
Kiedyś cmentarz – każde zresztą miejsce pochówku – był „ziemią świętą”. Obowiązywały na nim w zasadzie takie same reguły, jak w kościele. Cisza. Godne zachowanie i strój. I tak dalej.
A dziś? Najgorzej jest w wielkich mastach. W małych miasteczkach czy wioskach nieco lepiej, ale też nietęgo.
Jak się dojeżdża do warszawskiego Cmentarza Północnego w okolicy Wszystkich świętych, to już z daleka widać chmurę dymu. Nie, nie ze zniczy. Z grilli i barków. Hamburgery, hot-dogi, kiełbaska z rożna, pańska skórka. Teoretycznie – dla tych, co zmarznięci wychodzą z cmentarza. W praktyce wygląda to tak, że trzy czwarte „zwiedzających” (tak, to chyba właściwe słowo…) łapie w dłoń bułę z kotletem albo kiełbachę na papierowej tacce i dalej między groby. Zapach zniczy i chryzantem miesza się ze smordem przypalonej kiełbasy, na groby kapie w równych proporcjach stearyna i ketchup, słychać szmer modlitw i mlaskanie.
Palenie papierosów na cmentarzu stało się normą. Widok osobnika stojącego nad grobem z puszką piwa w garści nikogo już nie dziwi. Zimno przecież, rozgrzać się trzeba. Do tego oczywiście głośne rozmowy, śmiechy, radosne spotkania po latach, ooo, ciocia, kopę lat cioci nie widziałem! A co u kuzynki Paulinki? Jak się miewa wujek Psujek? A słyszała ciocia, że…
Nie wiem, jak gdzie indziej, ale na Cmentarzu Północnym nikogo nie dziwi już także widok osób przychodzących na groby (a może tylko przechadzających się po cmentarzu…) z pieskami na smyczy. Pani zapala lampkę, jamniczek zadziera nóżkę na sąsiedni grobowiec i wszyscy są zadowoleni.
O głośnych i nieskrępowanych rozmowach przez komórki już nawet nie wspominam, bo i po co.
Co się stało? Gdzie zniknęła „spes sacra”? Czy cmentarz to dziś w społecznej świadomości takie samo miejsce, jak park czy skwerek? Ciekaw byłbym opnii jakiegoś socjologa…
Dla jasności – nie jestem starszym panem 😉 – mam 35 lat, a jednak naprawdę mnie to razi i wkurza. Coś tu nie gra. Bardzo.