Puchatek melduje, że przeżył. Głównie, zdaje się, dlatego, że panowie z zespołu (patrz wpis poprzedni) też na tych poprawinach byli chyba lekko wczorajsi (no, przynajmniej tacy, jak chleb w peerelowskich sklepach: „z nocy”). A że byli wczorajsi, to grali głównie kawałki powolniejsze, i to głównie klasykę. Od „Żółtych kalendarzy”, przez „Jerzębinę czerwoną” i „Zielony mosteczek”, aż po „Chryzantemy złociste”. Tęcza dźwięków, że się tak poetycko Puchatek wyrazi 😉
Bardzo zastanawiające, że na poprawinach po weselu trzy czwarte piosenek mówiło o rozstaniu, smutku, pożegnaniach etc. Czy to – przepraszam – aluzje jakieś? 🙂
Tym razem Potwory – niedospane po weselu właściwym – były marudne dosyć, więc się nawet poskakać nie dało. Więc się tylko Puchatek – ku zgrozie M. – obżarł jak prosię 😉 Jedzonko było takie sobie, jako to na weselu (…) – ale było dużo wędlin i mięska z własnych jakichś, wiejskich produkcyj. A Puchatek mięsożerny jest niezwykle, więc był korzystał 😉
Później Puchatek siądzie i napisze parę ciekawostek natury socjologiczno – psychologicznej. Ciekawostek z wesela i poprawin, rzecz prosta. Ale teraz odpocząć musi po spędzeniu ośmiu godzin w jednym przedziale z Potworami…
Zatem – Do Usłyszenia Państwu 😉