Przerywnik Kronikarski

Jak już ktoś w komentarzach prosi, żebym dał znak życia, to chyba naprawdę muszę się odezwać. Jakoś mi ciężko ostatnio wziąć się za napisanie czegoś tutaj. Z wielu spraw to wynika – po części oczywiście z nadmiaru (wszystkiego) i zabiegania, ale też z różnych różności, które sprawiają, że nie mam… Czy ja wiem? „Nastroju” to chyba nie jest właściwe słowo.

O Filipinach napiszę jeszcze jeden „odcinek”, ale już nie dziś. Dziś – krótka Kronika Wydarzeń, Wypadków i innych W.

***

Piłka – jak niektórzy z Was już wiedzą – ostatecznie wylądowała na magisterce za oceanem. Atlantyckim. Na Oxford – gdzie też się (oczywiście…) dostała nie udało jej się dostać wystarczającego stypendium. A na Uniwersytet Harvarda – owszem. Więc robi roczny kurs masters (czyli magisterkę) na Harvard Law School. Dzwonimy do siebie przez komunikator, piszemy takoż. Piłka opowiada o różnych śmiesznych (z punktu widzenia Europejczyka) specyfikach Kraju Za Wielką Wodą. Uczelnia oczywiście super, wykłady, zajęcia, praktyki… Ale życie codzienne w kraju Pomarańczowego Przywódcy to zdecydowanie nie jest to, co tygrysy lubią najbardziej. Rok na studiach – jak mówi – jakoś przetrwa, ale mieszkać tam na stałe nie chciałby absolutnie.

BTW – to zabawne, że po zrobieniu BA w Cambridge teraz studiuje na Harvardzie, który leży pod Bostonem – w miejscowości o nazwie… Cambridge. Cambridge, Massachusetts.

***

Pucek zaczyna klasę maturalną. Już się boję. Poza tym zaczął trenować Muay Thai. Więc teraz możemy już działać na wszystkich frontach: jak trzeba będzie kogoś przekonać lub zagadać, to ja jestem w tym dobry; jak będzie go trzeba zniszczyć intelektualnie i zalać błyskotliwym sarkazmem – to tym się zajmie Pietruszka; jak będziemy chcieli go pozwać, to będzie zadanie dla Piłki; a jak będzie trzeba komuś wp…, eeee, wlać – to tym się zajmie Pucek. Będziemy nie do pokonania 😉

***

Spędziliśmy weekend w C. (Dolny Śląsk), u cioci, gdzie nie byliśmy razem od prawie dwóch lat (tak się jakoś złożyło). Było jak zwykle bardzo miło, jednego dnia pojechaliśmy sobie w takie sympatyczne górki, które nazywają się Rudawy Janowickie – i pochodziliśmy sobie parę godzin (zrobiliśmy dużą pętlę od schroniska Szwajcarka).

Kiedy zmęczeni (przyjemnie) i nieco brudni wróciliśmy do samochodu, nasz samochód… Nie odpalił. Wszystko działało, akumulator był wyraźnie naładowany, ale przekręcanie kluczyka w stacyjce nic nie dawało. To jest jakieś cholerne fatum: nasze kolejne auta zawsze mają jakieś problemy akurat jak jesteśmy w C. – i oczywiście ZAWSZE w piątek po południu lub w sobotę, kiedy wszystkie warsztaty są zamknięte.

Mimo wielokrotnych prób Czerwca Strzała odmawiała posłuszeństwa, wyświetlając za to na ekranie pokładowego komputera irytujący komunikat „Naciśnij sprzęgło, aby uruchomić silnik” (jak się domyślacie – sprzęgło przecież naciskałem). Stanęło na tym, że chłopcy wypchnęli mnie z miejsca parkingowego, a że parking był na zboczu, to dalej nie musieli nawet pchać: rozpędziłem się chwilę jadąc w dół i dopaliłem silnik „z dwójki”. Zaskoczył. Pojechaliśmy do C. Na miejscu zgasiłem silnik – i odpaliłem ponownie bez problemów. Nawet kilka razy, dla pewności.

Uspokojony, że to jakaś jednorazowa sprawa, uznałem, że podrzucę Strzałę do mechanika jak wrócimy do domu. Następnego dnia (wczoraj, w niedzielę) pojechaliśmy do Legnicy (bez kłopotów), a potem z Legnicy do Złotoryi (tak samo). Ale jak po spacerze i zwiedzaniu chcieliśmy wracać do C., cała sytuacja się powtórzyła. Znowu „Naciśnij sprzęgło…”. I cisza. I znowu odpalanie „na pych”. No żeż.

Konsultacja telefoniczna ze znajomym (inżynierem) potwierdziła moje podejrzenia: najprawdopodobniej uszkodził się czujnik, który informuje komputer o tym, że sprzęgło jest wciśnięte (a bez tego rozrusznik nie działa). Na szczęście problem (jak widać) występuje tylko czasami. Na szczęście dziś rano odpaliliśmy bez problemu, bez problemów dojechaliśmy do domu, a ja bez problemów odwiozłem Strzałę do mechanika. Który po wysłuchaniu opowieści potwierdził, że najprawdopodobniej to właśnie rzeczony czujnik jest problemem. I to jest dobra wiadomość, bo wymiana takiego czujnika to groszowe koszty. A jakiekolwiek nie-groszowe koszty mogłyby być problemem. Dla odmiany.

To teraz tylko czekam, czy się przypadkiem pralka nie zepsuje, bo przecież

3 myśli na temat “Przerywnik Kronikarski

  1. Wiedziałam gdzieś w głębi serca, że Rudawy Wam się spodobają. Niby niewysokie, a jednak majaw sobie to coś. I te okolice – jak inny kraj z ciekawą historią.

    Przypomniało mi się jak nam kiedyś ś.p. fabia zbuntowała się. Widziałam oczyma duszy te 100 zł za wetknięcie komputera (a to było dawno) plus ciąg dalszy w stacji oficjalnej (piątek po południu, obce miasto). Zapłaciliśmy… 3,50 zł za jakiś mini-opornik. Więc trochę Cię rozumiem – tę ulgę finansową zwłaszcza.

    Team nie do pokonania! My mamy jeszcze lekarza, natomiast chyba nie dysponujemy wyspecjalizowaną siłą fizyczną. Gratulacje zatem dla Pucka (i nieodmiennie dla Piłki). Moje dziewczyny bardzo zdecydowanie mówią, że popodróżować po tym kraju za oceanem, to z największą przyjemnością, ale mieszkać – nigdy. A Piłka i przez rok rzuci go na kolana :).

    Polubienie

Dodaj komentarz