Pod górkę

No i niestety jeszcze jakiś czas nie odetchnę (to w nawiązaniu do poprzedniego wpisu). Niemiecki Puckowi poszedł, matematyka poszła (…nie, żeby świetnie, ale poszła). Ale fizyka nie poszła. Musi zdać w sierpniu poprawkę. W końcu sierpnia. Co oznacza, że przede mną jeszcze dwa miesiące denerwowania się.

Każda (prawie…) sytuacja ma jakieś plusy. Plusem tej sytuacji jest to, że Pucek wreszcie załapał, że chyba potrzebuje jakiejś pomocy. Mieliśmy poważną rozmowę (przez „poważną rozmowę” rozumiem poważną rozmowę, a nie wrzaski, awantury czy pretensje; jak wiecie nie jestem politykiem i staram się, żeby moje słowa znaczyły tyle, ile znaczą…). Pokazałem mu, że o ile z pozostałymi przedmiotami radzi sobie w tym systemie nauki naprawdę dobrze (poza tym nieszczęsnym niemieckim ze wszystkich egzaminów miał w tym roku same czwórki i piątki!), o tyle ROZSZERZONA fizyka i ROZSZERZONA matematyka najwyraźniej wymagają czegoś więcej. I że tym „czymś więcej” jest konsekwencja i systematyczność – które akurat nie są jego najmocniejszymi stronami. Bo przecież nie chodzi o to, że on tego „nie ogarnia” intelektualnie – z matematyki i fizyki przez całą podstawówkę miał dobre oceny, a wiem, że nauczyciele nie byli specjalnie pobłażliwi i nie dawali dobrych ocen „na piękne oczy”.

No więc stanęło na tym, że w przyszłym roku szkolnym będzie ktoś, kto mu pomoże z matematyką i fizyką. Nie ktoś, kto go będzie uczył – ale ktoś, kto spotka się z nim powiedzmy raz na dwa tygodnie, żeby podsumować przerobiony materiał, wyjaśnić wątpliwość i sprawdzić, czy dobrze rozumie to, czego się nauczył. I to – moim zdaniem – powinno wystarczyć, bo to go zmusi to tego, żeby regularnie i systematycznie się tych rozszerzonych przedmiotów uczył. Wystarczy, że posiedzi nad matematyką i fizyką głupią godzinę dziennie (łącznie) – i spokojnie dostanie czwórkę.

I on się na to zgodził, co – jak niektórzy z Was wiedzą – w przypadku tego egzemplarza jest elementem kluczowym. Bo dotąd zawsze było „…poradzę sobie!”. A teraz chyba załapał, że może jednak nie do końca.

Ale żeby to wszystko doszło do skutku, to najpierw musi zdać tę poprawkę w sierpniu. Znalazłem mu kogoś, kto mu pomoże się przygotować – wyobraźcie sobie, mój nauczyciel fizyki z liceum! Obecnie już starszy pan, ale nadal równie inteligentny, błyskotliwy i dowcipny jak te trzydzieści pięć lat temu. Jest na emeryturze, dorabia sobie korepetycjami. Zawsze był świetnym nauczycielem – i nie tylko dlatego, że potrafił kapitalnie wszystko tłumaczyć, ale także dlatego, że był prawdziwym pasjonatem. Uwielbiał fizykę, dawała mu – i nadal daje – pozytywnego kopa. Mam tylko nadzieję, że „zaiskrzy”, bo w przypadku Pucka to jest dość kluczowa sprawa… Pierwsze spotkanie (on-line) pojutrze, trzymajcie kciuki. Mocno.

…co oznacza, że nadal żyję w zawieszeniu. Z jednej strony mam nadzieję, że z taką pomocą on tę poprawkę bez problemu zda – i trochę na to się nastawiam. Z drugiej… Problem polega na tym, że w nauczaniu domowym (tak Niemiłościwie Nam do Niedawna Panujący zadecydowali) nie można powtarzać klasy, nie można też mieć żadnego „warunku”. Więc gdyby – nie daj Boże – on tej poprawki nie zdał, to… Houston, mamy problem. Bo wtedy na przełomie sierpnia i września trzeba by „na gwałt” szukać mu nowej szkoły, w której mógłby powtarzać drugą klasę. Ale gdzie znajdziemy taką szkołę, która go wtedy przyjmie? W żadnym sensownym liceum nie będzie już przecież miejsc. Obawiam się, że w tych mniej sensownych też. Technikum? Ale jakie? Co zostaje…?

Ryzyko takiej sytuacji jest realnie niewielkie… Ale przecież nie zerowe. Więc prawda jest taka, że do końca sierpnia będę się denerwował. Jasne, potem mi wszyscy powiedzą, że nie było po co. Tylko co to zmienia…

Mój wrześniowy wyjazd twardo planuję, ale gdyby jak wyżej – to on oczywiście też weźmie w łeb, bo początek września będę musiał spędzić robiąc zupełnie co innego. Z drugiej strony – jeśli chcę, żeby to miało szanse powodzenia, to podstawowe decyzje muszę podjąć w najbliższych dniach. Inna sprawa, że jak będzie źle, to strata jakiejś tam niewielkiej zainwestowanej sumy będzie najmniejszym problemem.

Jestem zmęczony. Bardzo. Takim ciężkim, up…dliwym zmęczeniem. Pracą, staraniem się, walczeniem. Byciem silnym. Nawet nie wiecie, jak mam serdecznie dość bycia silnym. Między innymi dlatego tak bardzo potrzebuję tego samotnego wyjazdu. Bo wtedy nic nie muszę. Nie muszę być silny, nie muszę się starać, robię coś albo nie – i tylko ja ponoszę konsekwencje własnych wyborów.

Marzę o wędrowaniu, o szumie morza albo wiatru w górach, o drodze pod nogami, o ciszy, o spokojnych wieczorach spędzanych gdzieś daleko od szumu codzienności. Ale nawet jeśli to marzenie uda się zrealizować, to do tego czasu musi minąć jeszcze ponad dwa i pół miesiąca. Dwa i pół miesiąca pracy w dużych ilościach (tak się złożyło). Z czego ponad dwa miesiące w napięciu, bo w oczekiwaniu na poprawkę Pucka. Jeszcze tydzień temu miałem nadzieję, że on zda to wszystko (…jakkolwiek) i przynajmniej ta jedna sprawa do końca wakacji spadnie mi z barków.

„Myślałam już, że tego nie wytrzymam… Ale nie wiedziałam, jak to zrobić, więc szłam dalej”

6 myśli na temat “Pod górkę

  1. A ja sobie zapamiętałam cytowane słowa, bo już je tu cytowałeś.
    Nie miałam pojęcia, że nie można powtarzać klasy. Z jednej strony można na to znaleźć wytłumaczenie, a z drugiej ciężko to pojąć. Wszystko zależy od sytuacji.
    Podczytuję sobie Twoje mruczanki i czasem odnoszę wrażenie, że przeplatamy sie z podobnymi problemami. Niekiedy bardzo Ci zazdroszczę, często podziwiam i doceniam. Czasem jednak czuję Twój ciężar, którego wolałabym nie dźwigać.
    Fizyka nie jest łatwa, ale jeśli ją się poczuje, wydaje się magiczna. Bardzo żałuję, że odkryłam to tak późno. Byłam na mat-fiz. Spędzałam dni z matematyką. Potrafiłam bardzo dużo i w zaawansowany sposób. Dzisiaj niewiele – można powiedzieć – prawie nic z niej nie pamiętam. Tak, jak z ekonomii matematycznej, gdzie tworząc sekwencję szlaczków z niewiadomymi, określało się na przykład koszyk zakupów.
    Fizyka natomiast potrafi zaskoczyć, bo można dopatrzeć się wciąż wielu niewiadomych i zauważyć, jak współcześni naukowcy toczą między sobą boje. Aż trudno pojąć, dlaczego fizyka jest przedmiotem trudnym i nielubianym w szkołach. A można się nią bawić, wystarczy tylko ją poznać.
    Trzymam kciuki za młodego. Wakacje z terminem poprawki są do bani. Wiem to, bo ja miałam problem z historią myśli ekonomicznej, przez którą wyleciałabym ze studiów. O mały włos…
    Powinnam zabrać się teraz do pracy, zastanawiam się nad trzecią kawą.

    Polubienie

    1. szkolna fizyka i chemia, oraz boje między naukowcami to dwa światy. Jeżeli nie zmienimy programu i sposobu nauczania, to dalej będziemy produkować uczniów którzy nie rozumieją świata, łykają bzdury o płaskiej Ziemi, ale potrafią policzyć przyspieszenie pociągu na trasie z A do B.

      Polubione przez 1 osoba

  2. Właśnie wczoraj słuchałam Mamy nieco starszej delikwentki wzdychającej nieco nad tą samodzielną pracą „w chmurze”. Jestem przekonana, że Pucek da radę – ale rozumiem doskonale ten ciężar…. Pewnie bardziej Twój.
    Oby się ten wrzesień udał.

    No i – wiadomo…

    Polubienie

Dodaj komentarz